niedziela, 21 kwietnia 2013

Letnie myszki, czyli OPI Couture de Minnie Summer 2013

Jeszcze nie ochłonęłam po informacjach o kolekcji  jesienno/zimowej, a OPI serwuje nam kolejną porcję lakierów. Tematem letniej kolekcji (na rynku dostępnej od czerwca) będą myszy :) Temat wydaje się być troszeczkę odgrzewany, ponieważ OPI wypuściło już kolekcję lakierów inspirowaną jedną z najsłynniejszych żeńskich myszek na świecie ("Vintage Minnie Mouse") Kolory choć podobne, różnią się od siebie i sądzę, że ta czerwcowa kolekcja jest bardziej udana i bardziej wpada w oko. W jej skład wchodzi 5 buteleczek. Dwa kremy, jeden shimmer, jeden glitter, oraz oczywiście piasek (bardzo bym się zdziwiła, gdyby go nie było)


Kolory od lewej do prawej to: "Chic From Ears to Tail", "A Definite Moust-Have", "Minnie Style", "Innie Minnie Mightie Bow", "Magazine Cover Mouse". Nazwy jak zwykle fantastyczne :)



 

 

Przyznam, że podobają mi się wszystkie oprócz "Minnie Style". Za glitterami nie przepadam i raczej nie sądzę, by jakikolwiek zagościł w moim lakierowym koszyku ;) Na pewno kupię piasek i wspaniały róż "A Definite Moust-Have". 

Czy Wam wpadło coś w oko? Macie jakieś lakiery z kolekcji Vintage Minnie Mouse?

Pozdrawiam, Polish Girl.

środa, 10 kwietnia 2013

Przegląd lakierów, czyli o markach słów kilka

Na samym początku zaznaczyłam, że lakiery, o których będę pisała na tym blogu, będą lakierami tylko trzech producentów/marek. OPI, Essie oraz nasz rodzimy Inglot, jedne z najpopularniejszych lakierów na świecie. Chyba większość z nas ma w posiadaniu, choć jedną buteleczkę którejś z tych firm. Nie jestem snobką ;) ani osobą, która uważa, że tylko "markowe" i drogie kosmetyki są warte uwagi, że tylko one są dobre. Używam tych lakierów z kilku powodów: przeogromna paleta kolorów i odcieni, wysoka trwałość i jakość, brak problemów z aplikacją.

Nie jest tak, że nie używałam tańszych lakierów. Pewnie, że wolałabym mieć 50 buteleczek tanich i dobrych emalii, niż 20 drogich i dobrych :) Z tymi tańszymi problem jest taki, że one w ogóle nie trzymają się na moich paznokciach. Jak już je nałożę, to spektakularnie bąblują, po 20 godzinach odciska się na nich prześcieradło, a po dwóch dniach schodzą płatami z płytki. Na moich paznokciach nie sprawdziły się lakiery takich firm jak: Golden Rose (w mini buteleczkach), Wibo, Esscence, Vipera (seria Jumpy), Manhattan, Miss Sporty (Clubbing Colours), L'oreal, Maybelline (Colorama), Peggy Sage (a nie jest to tania marka) oraz dosyć lubiany Revlon.

Jak widać, sporo tego :)

Paznokcie malować lubię, więc stwierdziłam po prostu, że skoro nie mogę tego robić lakierami za małe pieniądze, będę robiła za trochę większe. Jako, że na pieniądzach nie śpię (a szkoda!) zawsze staram się upolować jakąś okazję. W butelki OPI zaopatruję się głównie na Allegro u stałych sprzedających. Tam cena jest naprawdę niska w porównaniu do drogerii typu Sephora czy Douglas. W sklepie płacimy 50 złotych, na Allegro od (nawet) 29 zł do (najwięcej) 42 zł. Przy zakupie kilku kolorów jest to duża oszczędność. Essie nabywam w Super-Pharm, tam często są promocje 3 w cenie 2, lub kup 3 za jedną zapłacisz 1 grosz. Zdarza się, że kupuję na allegro, są to jednak kolory, których nie ma w szafie SP.
Inglot jak wiadomo ma swoje wyspy w większości centrów handlowych. Można robić też zakupy w sklepie on-line, ponieważ wysyłka kurierem jest śmiesznie niska (tylko 5 złotych). Zdarzyło mi się w ten sposób kupować lakiery i przyznam, że były naprawdę solidnie i ładnie zapakowane. Dostałam nawet balsam do ust w gratisie.

A teraz do rzeczy!

OPI 
Moja ulubiona marka :) Pierwszy kolor OPI jaki kupiłam to "Don't mess with OPI".  Lakiery te uwielbiam za pędzelek, który idealnie pasuje do mojej płytki paznokciowej. Dzięki niemu aplikuję lakier naprawdę szybko i bez problemu. Konsystencja większości kolorów jest naprawdę świetna, nie za gęsta i nie za rzadka. Emalia łatwo się rozprowadza, szybko wysycha. Długo utrzymuje się na moich paznokciach i nie odpryskuje. Po kilku dniach lakier ściera się z końcówek, ale to normalne. OPI lubię za bogatą kolekcję brązów, kolorów nude, zieleni oraz fioletów i pomarańczy.

ESSIE
Do tej marki długo nie mogłam się przekonać. Im więcej osób ją zachwalało, tym bardziej negatywnie byłam do niej nastawiona. Dlaczego? Nie wiem, nie mam pojęcia. Myślałam, że skoro lakiery OPI sprawdziły się u mnie rewelacyjnie i w zasadzie jako jedyne, to nie ma sensu kupowanie innych. Pierwszy lakier Essie, który postanowiłam zakupić to "School of Hard Rock". Spodobał mi się na tyle, że sięgnęłam po kolejne. Mimo, że mam lakiery zarówno z tymi cieńszymi pędzelkami, to nie narzekam na nie. Bardzo wygodnie maluje się nimi paznokcie. Formuła w tych lakierach to dosyć skomplikowana sprawa. Przy OPI nie mam problemu z aplikacją, niezależnie od koloru. W Essie, formuły lakieru różnią się od siebie w zależności od koloru, odcienia. Wiele jest kolorów, które trzeba nakładać trzema, czterema warstwami, bo przy dwóch nie widać koloru, są prześwity. Bywa też tak, że kolory ciemniejsze są gęstsze. Trwałość jest taka sama jak w przypadku OPI. W tej marce pociągają mnie wszelkie róże (prócz tych typowo jaskrawych a'la Barbie) oraz korale.

INGLOT
Mój pierwszy "porządny" lakier. Pionierem, który wdarł się do mojej kosmetyczki, była czerwień o numerze 21. Do niego później dołączył mieniący się granat (112) Lubię te lakiery ze względu na trwałość, pojemność, cenę i cztery miliony kolorów ;) Nie są to jednak lakiery idealne. Konsystencja zależy od koloru. Bywa, że aplikacja drugiej warstwy jest problemem, ponieważ lakier ciągnie się i smuży (koralowy róż 980) Niektóre kolory bąblują, mimo nałożenia cienkiej warstwy. Jednak ich największym minusem jest brak kuleczek do mieszania. Lakier o takiej pojemności (15 ml) powinien mieć kuleczki. Ich brak da się odczuć najbardziej w przypadku kolorów, które zawierają mieniący się pyłek/drobinki. I tu mam na myśli pudrową brzoskwinię (355) chabrowy niebieski (955) i miętę (969). Pyłek osiada na ściankach buteleczki i trudno go wymieszać z lakierem. Rzadko kiedy udaje mi się go wydobyć i cieszyć nim na paznokciu. Mam do tych lakierów sentyment, choć od pewnego czasu prawie wcale ich nie kupuję. Dodatkowo zmniejszyłam kolekcję posiadanych i prawie wszystkie oddałam. W koszyczku zostało mi tylko sześć. Nie mogę powiedzieć, że to są złe lakiery, bo nie są. Inglot ma mnóstwo fajnych odcieni, które dobrze się aplikują, świetnie wyglądają. Ma też w swojej ofercie i buble, które troszkę mnie odstraszyły od tej marki. Mam nadzieję, że moje uprzedzenie zniknie i znów będę mogła się nimi cieszyć.

Na tym swoją ocenę kończę i chciałabym przeczytać w komentarzach jakie Wy marki cenicie sobie najbardziej, a które się na Waszych paznokciach nie sprawdziły.

Pozdrawiam, Polish Girl.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Książeczka czekowa prosto z Czech ;)

Środkowoeuropejska kolekcja OPI dosyć mocno mnie zaintrygowała. Na tyle, bym skusiła się na kilka kolorów. Jednym z nich jest wspaniały, kojarzący się z wakacjami, piaszczystą plażą i morzem (na pewno nie Bałtyckim :P) odcień o zabawnej nazwie "I Can't Find My Czechbook". Od początku wiedziałam, że ten lakier będzie mój. Jest on nieco jaśniejszą wersją "Fly" z kolekcji Nicki Minaj, z którą trochę się rozminęłam. Nie za bardzo mogłam się zdecydować czy "Fly" kupić, czy nie kupić, aż w końcu odleciał i nie mogłam go już znaleźć (nie lubię kupować na e-bay, zawsze mam wrażenie, że przesyłka się zgubi i nie dotrze).

Ten kolor określiłabym jako kremowy, delikatnie hm... zakurzony? błękitny turkus.

Konsystencja lakieru jest rzadka i przyjemna, bardzo łatwo się go aplikuje. Do pełnego krycia potrzebne są dwie warstwy. Lakier razem z topem utrzymuje się na paznokciach zaskakująco długo. Zdjęcia, które wrzucam zrobiłam dziś, na trzeci dzień od nałożenia go na paznokcie. Po takim czasie wygląda naprawdę dobrze, nie starł się z końcówek, nie ma odprysków.

Te dziwne efekty na paznokciach (górki, wybrzuszenia) to Regenerum, które sumiennie staram się nakładać na skórki.








Lakier wygląda na paznokciach naprawdę świeżo. Zaskoczyło mnie to pozytywnie, bo w buteleczce wygląda na kolor lekko zakurzony, wyblakły (jakby za długo stał na słońcu) Na paznokciach ten efekt zanika, a kolor jest mocniejszy i żywszy. Już wiem, że będzie to jeden z moich ulubionych wiosenno-letnich kolorów.

KONSYSTENCJA: 5
APLIKACJA: 5
TRWAŁOŚĆ: 5
KOLOR: 5

Jako, że Essie wypuściło nowy zestaw wiosennych lakierów ("Essie In the Cab-Ana Resort Spring Collection 2013") w którym pojawił się bardzo podobny kolor o nazwie "In the Cab-Ana", chciałam pokazać Wam porównanie tych kolorów. Troszkę pogrzebałam w internecie i udało mi się znaleźć coś takiego na zagranicznym blogu. Przyznam szczerze, że miałam ochotę kupić ten lakier, jednak jestem na tyle rozsądna, by nie kupować danego koloru przed dokładnym obejrzeniem swatchy w internecie. Uchroniło mnie to od kupienia niemalże identycznego lakieru, tyle, że z innej firmy. Na zdjęciu widnieje również porównanie do lakieru z zimowej kolekcji Essie.


Jak widać na zdjęciu różnice między tymi trzema kolorami są bardzo, bardzo subtelne. Moim zdaniem na tyle, że nie ma najmniejszego sensu posiadanie ich wszystkich.

Pozdrawiam, Polish Girl.

środa, 3 kwietnia 2013

OPI kolekcja jesień/zima 2013

Z wielką przyjemnością prezentuję Wam kolekcję lakierów OPI, która pojawi się już w lipcu tego roku (przynajmniej taka data widnieje na jednym z plakatów) W skład kolekcji, której nazwa to "San Francisco", będzie wchodziło aż 12 kolorów + 3 piaski. Chyba każda z nas znajdzie coś dla siebie.

Plakat reklamujący kolekcję.

Plakat z nazwami i opisami kolorów.
"Dining al Frisco", "Keeping Suzy at Bay", "In the Cable Car-Pool Lane".
"Embarca Dare-Ya!".
"First Date at the Golden Gate"/
"Haven't the Foggiest", "A-Piers to Be Tan".
"I Knead Sour-Dough", "Muir Muir on the Wall".
"Incognito in Sausalito"
"Lost on Lombard", "Peace & Love & OPI"
"What! What! What!", "Alcatraz...Rocks", "It's All San Andreas's Fault".

Jak widać kolekcja jest różnorodna, znajdziemy w niej tradycyjne kremy, oraz shimmery i lakiery holograficzne, plus oczywiście laiery typu liquid sand (mnie już wpadły w oko dwa z nich)

Macie swoje typy?

Pozdrawiam, Polish Girl.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Piaskowy czarodziej z Oz

Formuła piaskowych lakierów niesamowicie mnie zaintrygowała. W grudniu, gdy OPI wypuściło kolekcję sygnowaną przez Mariah Carey, bardzo chciałam przetestować jakiś liquid sand. Niestety, z dostępnych czterech spodobał mi się tylko fiolet ("Can't let go") którego nigdzie nie mogłam dostać i na który nadal poluję. Jako, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, już w styczniu bodajże, pojawiła się zapowiedź nowej filmowej kolekcji - "Oz: the Great and Powerful". W jej skład wchodziły kolory neutralne, jakieś cudaczne topy i wspaniały piasek, który mieć musiałam.

Piasek udało mi się dorwać na allegro, za przyzwoitą cenę (38 pln) Przyznam, że miałam sporo szczęścia, ponieważ była wystawiona tylko jedna sztuka, i od momentu, gdy go kupiłam (miesiąc temu) nie widziałam, by na allegro pojawił się ponownie w pełnowymiarowej buteleczce.

A teraz do rzeczy :)

PRODUCENT: OPI
KOLOR: What Wizardry is this?
POJEMNOŚĆ: 15 ml
CENA: 38 pln + wysyłka



Zaznaczę, że piasek nakładałam na paznokcie po raz trzeci od zakupu. Paznokcie malowałam w Wielką Sobotę i do tej pory wygląda naprawdę dobrze. Przeżył wielkie zmywanie naczyń po świątecznym śniadaniu i obiedzie, moje wielkie kąpiele, kocie skrobanie pazurami, kocie zęby i wiele innych dramatycznych sytuacji ;) Zdjęcia były robione dziś, na czwarty dzień od aplikacji.

Gdybym miała określić ten kolor, to powiedziałabym, że jest to zielony brąz ze złotymi drobinkami, które wręcz skrzą się w butelce.



Konsystencja lakieru jest po prostu idealna. Nie jest ona ani zbyt rzadka, ani zbyt gęsta. Łatwo nabiera się na pędzelek, ale nie spływa z niego szybko. Jest to jeden z nielicznych lakierów, które są proste w aplikacji i nie trzeba się za bardzo spinać ;) by go ładnie nałożyć.

Do pełnego krycia potrzebne są dwie warstwy, choć i jedna równo nałożona, daje moim zdaniem dosyć ciekawy efekt. Piasek schnie naprawdę szybko. Po nałożeniu pierwszej warstwy czekam ok. 5 minut i aplikuję drugą. Mija 10 minut i już możemy powoli posługiwać się naszymi dłońmi :) 

Sama faktura lakieru jest również bardzo przyjemna. Nie jest on zbyt ostry i chropowaty, o nic nie zahacza, niczego nie zaciąga. Ja nie mogę przestać macać swoich paznokci :P

Tak jak wspomniałam wyżej - jego trwałość jest zadziwiająca. Na czwarty dzień nie mam nawet startych końcówek paznokci, co jest rzeczą niebywałą. Na początku myślałam, że piasek będzie po jakimś czasie osypywał się z paznokci i kruszył. Nic podobnego! Trzyma się płytki idealnie.

Kolejnym zaskoczeniem było dla mnie zmywanie go z paznokci. Spodziewałam się, że płatki kosmetyczne będą się na nim rwały i trzeba będzie naprawdę mocno trzeć, by wyczyścić płytkę. Znowu niespodzianka, bo zmywanie jest równie łatwe jak i nakładanie. Nasączam wacik zmywaczem tak jak do innych lakierów, chwilę dociskam do paznokcia, następnie odrobinę mocniej ścieram lakier z paznokci. Przyznam, że czasem o wiele większe problemy mam ze zwykłymi lakierami, które lekko barwią płytkę i się rozmazują (np. Too Too Hot - Essie)

Podsumowując jest to najlepszy lakier jaki miałam do tej pory w swojej kolekcji. Wygląda na paznokciach naprawdę wspaniale i elegancko, a jednocześnie odrobinę drapieżnie ;) Nie mogę się doczekać majowej kolekcji OPI z dziewczynami Bonda. W oko wpadły mi aż trzy kolory, więc będzie się działo...

KONSYSTENCJA: 5
APLIKACJA: 5
TRWAŁOŚĆ: 5
ZMYWANIE: 5

Wybaczcie mi moje skórki. Podczas Wielkanocy naprawdę sporo przeszły, a te wszystkie świąteczne porządki dały im popalić. Akcja regeneracja trwa, ale święta trochę ją spowolniły.




Drobiny cudownie się błyszczą w słońcu.


Pozdrawiam, Polish Girl.